Biuro podróży Apter.

Joanna, Toskania - historia podróży

Joanna, Toskania - historia podróży

Joanna, Grodzisk Wielkopolski

 

Podróż trudna i męcząca, jednak doświadczenie głębokie i pełne sensu. Wracam do domu z uśmiechem na ustach, satysfakcją oraz gronem nowych znajomości nabytych podczas wyjazdu. Jestem – wszyscy rzucają jedno stwierdzenie – opowiadaj – jak wakacje? Zatem proszę z dawką cierpliwości – opowiem – pozwólcie mnie się na to przegotować.

Wybrałam weekendowy wieczór – zakupiony włoski makaron znalazł swoje miejsce w garnku, a przyprawy idealnie wkomponowały się w smak spaghetti bolognese.


 Na stole nie mogło zabraknąć serów, wędlin, orzeszków, oliwek zielonych, włoskich ciasteczek, w tle idealnie komponuje się nuta muzyki jazzowej. Taaak! Przyjaciele są już na miejscu witam ich szczerze – Bongiorno Bella, Bello! Gdy wszyscy usiedli do stołu chwytam pewnie butelkę wybranego wina stajać przy stole, dumnie w sukience i pełnym makijażu jak na Włoszkę przystało – łapię za korkociąg i z posłuchem otwierającego korka butelkę zapraszam wszystkich do przeżycia ze mną mojej niesamowitej trekkingowej przygody!

I DZIEŃ

Podróż trwała bardzo długo, jednak warto jest przebrnąć 1500 km nawet w autokarowej pozycji embrionalnej aby móc zameldować się w cudownym miasteczku Lido di Camaiore, rozpoczynając przygodę wypełnioną pozytywnymi emocjami wśród ludzi pragnących odpocząć.

Czas odłożyć torbę do pokoju i sprawdzić jak miękki jest piasek pod stopami, jak ciepła jest woda w morzu oraz czy wiatr jest równie przyjemny,

jak widok cieszący moje oczy. Włochy zapowiadają się wspaniale!

II DZIEŃ

Florencja, kolebka renesansu i włoskiego języka narodowego, taaak! już dziś zapanuje nad moim umysłem.

Niestety pogoda nas nie rozpieszcza patrząc na chmury otaczające niebo. Padający deszcz nawet na sekundę nie przytłumił piękna tego miejsca – Florencja jest cudowna! Carabinieri, kobiety ubrane w granatowe mundury z twardymi białymi hełmami na głowach wywołują niesamowity respekt.

Katedra Santa Maria Del Fiore budzi podziw, jej monumentalność wręcz przytłacza to miejsce swoim pięknem. Patrzysz na nią i zastygasz z zachwytu, myśląc o tym aby zrobić zdjęcie, które nigdy nie odda efektu oczu jakie zapisują obraz w naszej wyobraźni.

Po zwiedzaniu najważniejszych zabytków pospiesznie uciekam patrząc z podziwem na Most Złotników na rzece Arno – taaak!

Tutaj prawdziwa kobieta znajdzie dla siebie to co najpiękniejsze, delikatne różowe perły mieniące się barwami jakie nasza wyobraźnia sama nie potrafi wykreować.

To miejsce emanuje luksusem, delikatnością, zmysłem elegancji, które sprawia, że czujemy się nad wyraz wyjątkowi, wartościowi w tym wielkim obcym kraju.

Próbuję zobaczysz wszystko dokładnie, ale nie potrafię, gdyż jest tutaj tak wiele rzeczy, ludzi, muzyki, która otacza moje myśli, a poczucie radości nie opuszcza mnie nawet na chwilę. Pan z saksofonem wyznacza mi drogę do centrum Florencji, a tam pamiątki dla moich przyjaciół skupiają poczucie uwagi podczas poszukiwań najpiękniejszych smaków tego regionu. Już znalazłam porcelanowy dzwoneczek oraz jedwabna chusta dla niej. Ona się ucieszy, będzie patrzyła, dotykając i przytulając te rzeczy dłońmi, opuszkami palców. Jejku, już, czas minął nie ubłaganie szybko, a obiadokolacja w hotelu nie będzie czekać. Uśmiecham się do tego miejsca i nie odwracam za siebie, bo wiem, że jeszcze tutaj wrócę, zostając na dłużej, malując obrazy siedząc na Placu Signoria z Ratuszem, słuchając dźwięku saksofonu, chłonąc zapachy najlepszych marek, patrząc na radosne twarze zadbanych Włochów!

III DZIEŃ

Dziś dzień pełen wyzwań - wycieczka całodniowa w Parku Narodowym Cingue Terre, zatem po solidnym śniadaniu, czas spakować plecak,

a na zewnątrz wyglądając przez okno autokaru uśmiecha się do mnie intensywnie słońce towarzyszące w podróży.

Przejazd do La Spezia, a następnie pociągiem do Monterossa al Mare. Jesteśmy na przystanku, a tutaj widzę tysiące głów, jejku jak wiele osób korzysta z opcji przejazdu pociągiem, fascynujące! Bilety w dłoń – ruszamy! Wyglądam bacznie przez okno pociągu, gdzie widoki z każdym zdobytym kilometrem zachwycają intensywniej.

Taaak, dotarliśmy na miejsce zbiórki, a tutaj Pani w kawiarni miło się uśmiecha, widzę, że jest szybka w działaniu – przecież zdążę wypić małe espresso w tak wybornym towarzystwie, aby zdobyć dawkę pozytywnych emocji przed ciężką trasą.

Nadszedł czas oddać się w ręce przewodników.

Pierwszy przystanek to miasteczko Monte Rossi, a tutaj… drewniane półki wypełniają lokalne wina, miody, przyprawy, które napawają optymizmem.

Małe sklepiki, a w nich ręcznie malowana porcelana sprawia, że myśli o najbliższych wywołują uśmiech na twarzy!

Gdy oczy nasyciły się urokliwym miejscem, nagle spojrzałam na zegarek, który uświadomił mi, że czas wyruszać dalej – następny przystanek miasteczko Vernazza.

Nie zatrzymuje się, a ciepłe słońce towarzyszy bez przerwy, przypominając o dodatkowym łyku wody.

Trasa nie należy do trudnych, jednak pojawiają się osoby bez doświadczenia, które już po kilku metrach tracą oddech. Ja trzymam się w czołówce, bo jestem silna,

a jednocześnie pragnę uniknąć posłuchu narzekań pozostałych, bo po co tracić nerwy. Rozglądam się wokół siebie, a widoki – są niesamowite, temperatura 22 C.

Przez moment wsłuchuję się w towarzystwo, tak myślałam, oczywiście znalazł się w naszej grupie człowiek, któremu nadałam przydomek Geniusz.

Taaaak! on zna się na wszystkim i na niczym, czyli ma 200 km w nogach oraz ponad 1000 km pokonanych na rowerze, ręcznie szyte buty na których zdobywa najwyższe szczyty…! Brawo – jestem pełna podziwu! Myślę, że czas mocno przyspieszyć kroku z życzeniami spokojnej trasy dla Geniusza!

Jejku jaka cudowna niespodzianka, w trasie można wypić świeżo wyciskany sok z pomarańczy, gdzie starszy Pan, którego twarz zakrywała długa biała broda z uśmiechem wyciskał soki na PRL oskiej maszynie, za zacne 2 Euro. Z uśmiechem zatrzymałam się przy nim kosztując tej dawki witamin. Przytuliłam go do siebie – dziękując!

Jeszcze kilka metrów pod górę i odsłania się nasz cel, szum morza, gwar szczęśliwych ludzi, zapach pizzy lokalnej i kawa sprawiają,

że obraz miasta utwierdza mnie w tym, że jesteśmy na miejscu. Czas na lokalne produkty, Włoskie przysmaki i ciekawostki, jakimi można sprawić przyjemność ludziom, których pragnie się kochać, szanować i być z nimi blisko. To oni dodają nam poczucie bezpieczeństwa i szczęścia każdego dnia!

Czas na przekąskę - wszyscy ruszyli taranem do pizzerii ale przecież będąc we Włoszech trzeba spróbować pysznej bruschetty.

O taaak! Z dodatkiem mozzarelli i pesto z pomidorem na grzance z ciemnego pieczywa smakowała zacnie.

Lokalne produkty są cudowne jest mi bardzo ciężko podjąć decyzje co wybrać, a najchętniej zakupiłabym dla Was wszystko.

Zdrowe lokalne przyprawy, wina, miody, marmolada, oliwa! Jejku – zaraz zwariuje! Wyszukuje najpiękniejszych sklepików, w których czuje się dobrze, selekcja produktów,

zakupy czas podjąć decyzję. Zbiórka, ruszamy dalej – czas spojrzeć ostatni raz na restauracje z niebiesko - żółtymi parasolami oraz odpływający statek, który maluje tunel wzburzonej wody za sobą, kontynuując przygodę!

Niesamowite jest spotkać tyle narodowości świata w jednym miejscu, po prostu na szlaku, mimo zmęczenia Brytyjczycy, Niemcy, Japończycy uśmiechają się szczerze, świat jest otwarty, wystarczy go przed sobą nie zamykać i iść w rytmie muzyki! Corniglia przywitała mnie delikatnym deszczem jednak jest on nad wyraz pożądany w ramach orzeźwienia po dawce wysiłku fizycznego. Czuje wyraźnie prace mięśni, które malują uśmiech na twarzy, bo wiem jak wiele dobrego robię dla swojego ciała. Być może ciekawi Ciebie wygląd tego miejsca? O taaak! Sztuka, obrazy pojawiają się na każdym kroku, ręcznie wykonywane prace, które są wypełnione życiem, drewniane konstrukcje, bransoletki z barwnymi kamieniami. Upsss słyszę grzmot, czuję jak krople deszczu opadają na twarz, ubrania zaczynają robić się mokre, szybko przekazuję zdjęcia i zmykam na stacje, a ostatni przystanek podróży to miasteczko Manarola. Widoki – są bajeczne w połączeniu z atmosferą ludzi, którzy wypełniają lokalne restauracje. Jestem szczęśliwa, znalazłam cudowną drogerie z zapachami, starsza Pani otwiera flakon, za flakonem taaak, kupiłam zapach wanilii, urzekła mnie swoją wonią, jest tak wyrazista, że nie mogłam się oprzeć. Zmęczona, szczęśliwa oraz pełna nadziei na regeneracje sił wracam do hotelu odpocząć aby stawić czoła wyzwaniu kolejnego dnia!

IV DZIEŃ

Dziś jak każdego ranka Pani w restauracji czekała na mnie z filiżanką espresso, Jejku jak miło usłyszeć od niej "Bella"! Kolejna przygoda – dzień degustacji i zakupów u gospodarzy w rejonie San Giminiano "Serce Toskanii" czyli lokalne wino (dobry początek dnia) zakąski, a wiemy doskonale, że kuchnia Włoska jest najlepszą kuchnią świata. Kolebka artystów oraz… świni - słynne szynki długo dojrzewające, sery owcze – będzie smacznie!

Czerwona sukienka, sandałki, szaliczek, usta podkreślone czerwienią pomadki – zestaw prawdziwej kobiety układa się elegancko na moim ciele. W końcu jestem we Włoszech centrum mody i piękna, każdy wybiera strój w którym czuje się swobodnie. Pani przewodnik utwierdza mnie w przekonaniu – „proszę się nie martwić jedzie Pani do miasta – sukienka jest wskazana jak na Włoszkę przystało”. Czas na śniadanie w hotelowej restauracji, jejku Geniusz… znów rozkręcał się przy stole tym razem w temacie blogu jaki pisze i ilości odsłon jego strony 36 tysięcy zainteresowanych – jestem pod wrażeniem – już cichutko chcę zjeść bułeczkę!

Czas wsiadać do autokaru, dziś przejeżdżamy przez urocze miasteczka z żółtymi domami w kompozycji z czerwonymi dachami tworzą spójną całość, a drewniane okiennice nadal pozostają zamknięte chroniąc mieszkańców przed słońcem. Budynki położone są na wzgórzach bardzo blisko siebie - niesamowity klimat.

Już! docieramy na miejsce 2,5 godziny trasy ale gospodarstwo jest urocze, a Pani serwująca wino na powitanie uśmiecha się delikatnie pod nosem.

Wina z Toskanii czerwone i wytrawne (moje ulubione), a najważniejsze czynniki wpływające w określonym roku na ich smak to woda, słońce, gleba.

Ogromne winnice, jędrne zielone oliwki wiszące zgrabnie na drzewach, których liczba sięga 3000 tysięcy krzewów w plantacji oraz 25 hektarów winorośli, zbóż z jakich powstają ciasteczka Włoskie. Tymczasem gospodarz Mateo zabiera nas do swojego świata rodzinnego biznesu.

Pierwszy przystanek to produkcja wina poprzedzająca zbiórką owoców. Zapach winogron i drożdży unosi się wszędzie, piękne perfumy!

Sok z owoców zostaje wrzucany do gigantycznych stalowych bębnów, przechodząc pierwszy proces fermentacji.

Kolejno czas na to co najlepsze - leżakowanie w beczkach wykonane z francuskiego dębu, wyrabiane ręcznie i importowane z Francji.

Jednak wino to nie wszystko, czas na kawałek dobrego mięsa. Wstrzymuje oddech i patrzę z podziwem na zadbaną zwierzynę, krowy sztuk łącznie ok 50, Wow!

Dodatkowo znajdziemy tutaj króliki, świnie, hodowle pszczół, jednak muszę uwierzyć Panu na słowo, bo tam nie byliśmy.

Łączna produkcja wina rocznie w tym miejscu sięga 200 tysięcy butelek, a dziś kosztujemy 6 rodzajów wina - uuulala!

Wybieram miejsce przy kominku, wśród obrazów, a stoły wypełnia piękna zastawa i obrusy.

Obsługa jest nad wyraz miła - za chwile skosztuje wina, więc wszyscy wokół mnie zrobią się ładniejsi. Barwa oraz smak urzeka mnie z każdym łykiem, myślę, która butelka dla niej. Kolejno zakąski, aby wino zbyt szybko nie opanowało głowy oraz wyobraźni.

Nawet Geniusz przestaje mi przeszkadzać - choć nadal drażni moje uszy! Szynki, sery, oliwki, bruschetta, oliwa z oliwek o taaaak!

Wychodzę z pełnymi pięknie zapakowanymi torbami zakupów! Jestem szczęśliwa!

Czas ruszać do miasteczka San Gimignano średniowiecznego miasta, gdzie wciąż towarzyszy ciepłe słońce.

Artystki siedząc na malutkich taboretach malują, ludzie wokół nich nie istnieją, skupiają się na odpowiedniej kombinacji barw przelanych na białe płótno umieszczonych na sztalugach. Uśmiechają się! Taaak, proszę aby taki właśnie był ten świat, szczęśliwy!

Czas przekroczyć bramę miasta aby przenieść się 800 lat wstecz, miasta pełnego zabytków i historii.

Jest ono przepełnione galeriami, artystami, perfumeriami, orzeźwiającym białym winem oraz przysmakami lokalnymi.

Wąskie uliczki oraz zabudowa sprawiają, że czujesz się wyjątkowo! Zjadłam najlepsze lody na świecie nagradzane corocznym certyfikatem, a właściciel lodziarni wręczył mi osobiście pocztówkę ze swoim zdjęciem (narcyz?!) Lody wyborne!

Wybrałam smak mango, jagoda! Smacznego!

Co to? Taaak! Pan gra na kryształowych kielichach, jego talent jest fascynujący, sama zobacz, a wręcz posłuchaj!

Nadszedł czas zatrzymać się na lampkę wina, w otoczeniu wysokich wierz miasta i towarzystwie cudownej pary, która jest ze sobą od 8 lat i pierwszy raz nasycają oczy urokami Włoch. Rozmawiamy, patrzymy na ludzi w pełnym biegu, którzy zatrzymują na moment rzeczywistość.

Po dniu pełnym wrażeń, czas wracać do hotelu, wysiadając z autokaru i prędko wymykam się na bliską plażę,

aby zamoczyć ciało w tafli zimnego morza. Siadam na piasku patrząc przed siebie. Mężczyźni serfują na desce, kobiety moczą stopy,

a chłód wody je odstrasza. Jejku kilka osób nawet bierze kąpiel przy zachodzie słońca – pewnie są pijani, a mewa kroczy wokół mnie i spogląda czy mam w posiadaniu przysmaki – kochana ja jestem z Wielkopolski, mam tylko buty obok siebie i ludzi w sobie,

których Kocham!

V DZIEŃ

"Człowiek może być zadeptany przez adidasowców" - Geniusz przy śniadaniu!
Dziś czas na Panna de la Croce wyzwanie do zdobycia oraz wykrzyczenia na szczycie wszystkich swoim marzeń do spełnienia. Zatem ruszam z torbą przekąsek, które zregenerują wyczerpany organizm, który wyraźnie czuje pracę mięśni. Woda, suszone owoce, banany, jabłka, czapeczka na głowę i kilka euro w kieszeni, zestaw podróżnika gotowy do działania, słońce nie pozwala o sobie zapomnieć.

Wyjazd do miasta Carrara – stolicy regionu marmuru karraryjskiego oraz zdobycie szczytu Monte Sagro 1753 m, góra położona w małym łańcuchu górskim Alp Apuańskich w cudownej Toskanii w centralnych Włoszech. W tym miejscu prócz cudownych szczytów znajdują się kamieniołomy,

gdzie pracownicy każdego dnia wydobywają marmur o renomowanej jakości. Góry są piękne, jednak patrząc na krzywdę jaką funduje jej człowiek każdego dnia, serce podpowiada ból jakim emanuje to miejsce. Biel, która powinna być oznaką szczęścia i miłości przeistacza się w cierpienie zadawane kilofem każdego dnia zadając sobie pytanie – w imię czego?

O taaak! Czas na Włoską kawę oraz domowe ciasto zatrzymując się w schronisku Rifugio Carrara, gdzie cudowna kobieta serwuje domowe ciasto z jagodami, a jej klasa w dojrzałym wieku wręcz mnie zawstydza – Grazie Bella!

Trekking jest wymagający, ale za to niesłychanie różnorodny w każdym aspekcie tego słowa, natomiast dawka doświadczeń, których ta wycieczka dostarcza, jest naprawdę imponująca i pozostawia wiele miejsca na własne pomysły. Widoki sprawiają, że wpadam w zachwyt, oczy patrzą z podziwem na cuda natury!

Siedząc na wzgórzu, zajadając się słodkim jabłkiem, myślę o tym jak niesamowita przygoda spotkała mnie będąc w tym miejscu.

Wszystkie zmartwienia, tęsknota, pustka – jejku rozglądam się wokół siebie – zniknęły!

Ludzie idą powolnie, ciekawość, która kreuje się w ich głowach prowadzi ich do celu. Pomimo ciężkiego oddechu, zamglonych oczu, potu na czole.

Nie patrzę w dół, ani za siebie, to wszystko jest już za mną, nie chcę do tego wracać – już nie wiele pozostało drogi do celu.

Mała przerwa, czas na regenerację i zdjęcia dla najbliższych, tak oni są i wspierają mnie każdego dnia - Dziękuję!

 

Grupa z jaką podróżuje jest niesamowita, osoby otwarte, pełne uśmiechu, starsi i młodsi częstują się wzajemnie przekąskami, ciasteczka, kabanosy, owoce, nikt nie czuł się samotny.

Różnorodność tematów podejmowana w drodze mnie zaskakiwała z każdym dniem, a już nie wspomnę o ilości przepisów kulinarnych do realizacji,

szczególnie wymienianych w drugiej połowie dnia, gdyż każdy z nas kłopotał sobie głowę menu serwowanym na kolację i czy w autobusie serwują zimne piwo?!

Jejku ja tylko pytam! :) Jaskółka zdobywa kolejny szczyt – jestem dumna!

 

Wracamy do hotelu, przede mną ostatnia prosta trasa, a w tle górki marmurki! Jejku jestem przerażona, widzę go przed sobą – Geniusz!!!

Samotny, który wolnym krokiem porusza się przede mną, a ja…. rzucam sobie wyzwanie – muszę go poznać! Ruszam przed siebie i rozpoczynam rozmowę!

Taaak! Wspaniały mężczyzna, jego bogate doświadczenie wywołuje we mnie podziw. On jest sobą – po prostu!

Lubi dużo mówić, chwalić się swoimi sukcesami jakie zdobył w życiu. Rozmawialiśmy o Ukrainie, kobietach, niebezpieczeństwie, szczytach jakie zdobył, a sama rozmowa sprawiała mu niesamowitą przyjemność!

Jest pomocnym człowiekiem, pomimo, że nad wyraz męczący ale on nie robi tego świadomie – taki jest – mała gaduła oceniania i nie zrozumiała przez otoczenie jednak pełna akceptacji dla innych! Dziękuję Geniuszu – ale ja muszę już uciekać – czeka na mnie kolejna przygoda, wiec biegnę przed siebie tym razem bez Ciebie!

Do zobaczenia!

VI DZIEŃ

Nadszedł dzień w którym torba podróżna po prostu się nie domyka, a za 5 minut odjeżdża autobus i masz ochotę głośno wykrzyczeć siedząc na walizce – k……ochany zameczku zapnij się! Jeszcze trzeba sprawdzić czy woda w morzu nie zmieniała temperatury, spoglądając na horyzont pobudzam wspomnienia,

które głęboko schowały się w mojej pamięci – proszę niech już tam pozostaną! Wschód słońca jest cudowny – dodaje sił, które są tak bardzo potrzebne!

Po wymeldowaniu z obiektu czas na przejazd do Rapallo. Spacer przez dynamiczne miasto do portu, gdzie ludzie poruszają się z magiczną prędkością.

Samochody, kobiety na skuterach, rowerzyście, kupcy, sprzedawcy, dostawy – jejku jestem przerażona co tutaj się dzieje!

 

Patrzę na horyzont i czekam na rejs statkiem wzdłuż wybrzeża liguryjskiego do San Fruttuoso.

 Morze jest spokojne, pogoda dopisuje,

a ja zajadam się gorzką czekoladą obserwując różne nacje ludzi tłoczące się wokół mnie z uśmiechem na ustach.

Kolejne wyzwanie, mianowicie przejście klifem z San Fruttuoso do Portofino - jednego z najsłynniejszych i najpiękniej położonych kurortów włoskich. Jest cudownie! Szukam biletu dziennego w torebce

aby odbyć rejs do słynnego miasteczka Santa Margherita.

 

Rejs jest szalony, siedząc na dziobie statku woda intensywnienie uderza o kadłub, a my zamiast schować się do środka wraz ze znajomymi jesteśmy zmoczeni od stóp do głów ze słonym posmakiem na ustach i krzykiem – proszę o więcej!

Wariatki – pozytywnie!

 

Czas zjeść lunch, gdyż połowa dnia już za nami. Spaceruję swobodnie z przysmakiem w dłoni przyglądając się bacznie

skarbami zebranymi na straganach.

Taaak! Jest cudownie, czy możemy zostać tutaj dłużej, może zatrzymamy czas?

Siadam w pobliskiej kawiarni, bezpośrednio przy wieży, której dzwon intensywnie podkreśla dźwiękiem kolejne upływające minuty. Myślę o niej, jak bardzo pragnę wypić ten podany kieliszek białego wina jaki serwuje kelnerka z przekąskami

tj. bruchetta z mozzarellą i pomidorami, orzeszki, zielone oliwki.

 

Dziękuję za wszystko – bo ten świat jest wart tych emocji!