Biuro podróży Apter.

Małgorzata, Pireneje - historia podróży

Małgorzata, Pireneje - historia podróży

Małgorzata, Bielsko - Biała

 

Historia podróży z Apterem

 

Siedząc w domu w zimowe wieczory pomyślałam, a może by tak gdzieś wyjechać latem. Zaczęłam przeglądać różne oferty w Internecie.

Tyle tych ofert, że trudno się zdecydować. A to termin nieodpowiedni, a to cena nie taka. Wśród wielu znalazłam trekking z Apterem. Zaczęłam przeglądać stronę i tu niespodzianka. Biuro jest z Żywca.


Czyli nasze, bo mieszkam niedaleko. Zainteresowałam się tym bardziej ofertami tego biura. No i znalazłam coś co mnie bardzo zainteresowało.

Trekking w Pirenejach. Pomyślałam to coś dla mnie.

 

Dużo chodzę po górach, po naszych Beskidach, Tatrach, Bieszczadach. Nasze góry są bardzo piękne ale może warto zobaczyć coś innego, poza granicami kraju. Wiec długo nie zastanawiając się zarezerwowałam Pireneje. Nie wiedziałam czego spodziewać się po takiej wyprawie. Ale co tam przecież nie może być źle skoro ludzie jeżdżą. Jeżeli powiem, że pojechałam dla Pico de Aneto i Carcassone to pewnie nikt nie uwierzy. Ale ten cel był najważniejszy.

Być w Pirenejach i nie wejść na Pico de Aneto to szkoda jechać. Przyznam, że nie wiedziałam jaki szlak prowadzi na szczyt ale stwierdziłam, że musze dać radę choćby nie wiem co. No i dałam radę. Nie powiem, że było łatwo.

 

Wyruszyliśmy z Benasque w środku nocy, bo trzeba się spieszyć aby przejść przez lodowiec a im bardziej słońce grzeje to lodowiec topnieje, powstają szczeliny i robi się niebezpiecznie. Lodowiec pokonaliśmy w grupie cztery osoby z przewodnikiem. Po przejściu przez lodowiec odetchnęłam z ulgą, że udało się go przejść, ale to nie był koniec wędrówki, trzeba było wspinać się dalej. Podejście było dość strome ale raczej bezpieczne. Doszliśmy do pewnego miejsca przed wierzchołkiem i znowu musieliśmy zastosować asekurację z linami. A ja co, zostawiłam cały sprzęt razem z plecakiem po zejściu z lodowca.

 

No i pięknie pomyślałam tyle trudu i nie wejdę na sam szczyt przez swoja głupotę. Ale nasz przewodnik przygotowany był na wszystko więc miał zapasowy sprzęt i ruszyliśmy dalej. Odetchnęłam z ulgą. Teraz ostatni odcinek prowadzący na wierzchołek. Trzeba było przejść przez most Mahometa. Odcinek długości około 40 metrów ale wyglądał bardzo niebezpiecznie, był bardzo wąski, w dół lepiej nie zaglądać. Daliśmy radę z naszym wspaniałym przewodnikiem.

 

Na wierzchołku znajduje się krzyż i figurka Matki Boskiej. Gdy znaleźliśmy się na szczycie to było najwspanialsze uczucie jakiego doznałam. Było przepięknie. Widoki cudowne. Roztaczała się piękna panorama na Pireneje. Chciałoby się tam zostać i podziwiać jak najdłużej. Ale niestety czas nas gonił, aby bezpiecznie przejść przez lodowiec, bo słońce mocno grzało i mogły robić się niebezpieczne szczeliny. Po zrobieniu zdjęć ruszyliśmy w drogę powrotną co też nie było łatwe. Gdy zeszliśmy już bezpiecznie na pewno wszyscy odetchnęli, że udało się. W górach nie ma szarżowania, nie można gór lekceważyć, bo mogą przysporzyć wiele problemów. Na dole przeszliśmy przez jakąś wodę, nie pamiętam jaką i wszyscy ochłodzili się a potem odpoczęliśmy na polance.

 

Wejście na Pico de Aneto przyniosło mi wiele satysfakcji i myślę, że innym również. Był to mój największy wyczyn w górach. Nie żałuję, że wybrałam trekking w Pirenejach z biurem Apter. Było cudownie, wspaniała ekipa uczestników co się rzadko zdarza aby ludzie, którzy nie znają się, tak świetnie się razem bawili , przewodnicy i kierowcy wspaniali. Było jeszcze wiele ciekawych miejsc i wycieczek w góry podczas całego wyjazdu ale ta była dla mnie najważniejsza, więc innych nie opiszę. Poniżej kilka zdjęć z wędrówki.

 

Małgorzata

 

Wschód słońca

 

Wędrówka po kamienistych szlakach

 

Wędrówka

Przygotowanie do przejścia przez lodowiec

 

Na szczycie Pico de Aneto z przewodnikiem

 

Widok ze szczytu

 

Widok ze szczytu